Donald Tusk po wyznaczeniu go przez Sejm na szefa rządu mówił o tradycji antykomunistycznej i podziękował Lechowi Wałęsie. Z kolei Jarosław Kaczyński w swoim stylu „bez żadnego trybu” wdrapał się na mównicę i nazwał premiera – elekta niemieckim agentem.
Nowy rząd Donalda Tuska
Styl to człowiek, głosi znane powiedzenie. Jednak porównanie kultury osobistej i opanowania lidera zwycięskiej na razie koalicji oraz partii, co w niedawnych wyborach najlepszy jednak wynik uzyskała, chociaż wobec braku koalicyjnej zdolności okazało się to zwycięstwem pyrrusowym – nie powinno uśpić rządzących ani skłaniać ich do fałszywego bo dyżurnego optymizmu.
Wprawdzie wymieniony już raz tu Wałęsa przegrał w 1995 r. pomimo pokojowej nagrody Nobla wybory prezydenckie z postkomunistą Aleksandrem Kwaśniewskim, bo przy okazji debaty telewizyjnej zadeklarował, że może mu podać nogę zamiast ręki – ale nie zawsze wyborcy kierowali się, podobnie jak wtedy, opiniami arbitrów elegancji. Nie przeszkadzały im długo drastyczne zachowania polityków PiS. Z kolei Antoni Macierewicz w kwadrans po sławetnej wypowiedzi Kaczyńskiego z mównicy, utrzymywał również, że Tusk jest agentem – tyle, że rosyjskim a nie niemieckim. Jakby prezes i jego zastępca w partii zawczasu wersji nie uzgodnili. Gdybym sam nie słyszał, bez pośrednictwa mediów, pewnie bym nie uwierzył.
Wybór Tuska, a oczekiwania wyborców
Przyjęcie zasady, że jesteśmy lepsi, bo umiemy się zachować – może się okazać zgubne dla przejmujących właśnie władzę demokratów. Dowodzi tego przykład słowacki, skoro wybory na południe od Krakowa i Rzeszowa wygrał Robert Fico o mrocznych powiązaniach i manierach zbliżonych do kindersztuby Kaczyńskiego. W ustabilizowanej na pozór Holandii pomimo wielu lat demokratycznej tradycji zwyciężyli radykalni populiści Gerta Wildersa. Działają w stylu PiS.
Polskich wyborców mniej obchodzi, kto w Sejmie jest lepiej wychowany a kto gorzej. Liczy się, kto załatwi ich sprawy. A ich lista po ośmiu latach pisowskich zaniechań wydłużyła się do nieznanych przedtem rozmiarów. Nie wystarczy dymisja komendanta policji, któremu w gabinecie wybuchł granatnik, Jarosława Szymczyka. Polacy mają prawo poczuć się bezpieczniej. Łupieni przez lata i dyskryminowani wobec kapitału zagranicznego polscy
przedsiębiorcy mają prawo oczekiwać, że skoro tworzą miejsca pracy i wzrost produktu krajowego brutto – aparat państwowy przynajmniej powinien przestać im w tym przeszkadzać.
Zaś dla samego Donalda Tuska wynik głosowania, acz pomyślny, stanowi pewien sygnał ostrzegawczy. Za premierostwem przewodniczącego Koalicji Obywatelskiej opowiedziało się 248 posłów na 460. Tylu, na ile większość demokratyczną wcześniej rachowano. Jednak przy wyborze Szymona Hołowni na marszałka Sejmu wynik okazał się bez porównania bardziej imponujący, bo poparło go 265 posłów w tym siedemnastu z Konfederacji, rządowi Tuska przeciwnej, za to marszałkowi z Trzeciej Drogi – Polski 2050 życzliwej za niewygórowaną cenę funkcji jego zastępcy dla Krzysztofa Bosaka.
Dla premiera – elekta to lekcja pokory już na starcie.
Zobacz także inne artykuły autora: