4 Czerwca ’89 nie byłoby bez maja i sierpnia 1988

Łukasz Perzyna
Kłótliwym politykom, spierającym się, kto lepiej uczci rocznicę 4 Czerwca (przy czym dla jednych ważny jest rok 1989, dla innych 1992) i kogo przy tej okazji uhonorować – rekomendować warto przypomnienie rangi wydarzeń z maja i sierpnia 1988 r. Bez nich bowiem niemożliwe okazały by się zwycięskie dla Solidarności wybory czerwcowe w rok później ale też słynna ostatnia noc Jana Olszewskiego w roli premiera z 4/5 czerwca 1992 r. w demokratycznym już przecież i w pełni pochodzącym z wolnych wyborów Sejmie. Dalekim od ideału ale własnym.

Wzbierająca fala

10 maja 1988 r. stoczniowcy gdańscy wyszli ze swojego zakładu pracy ogromnym pochodem, kierując się do kościoła świętej Brygidy. Szli szerokim szpalerem, skandując „Jest nas trzystu”. Wcześniej bowiem na tyle właśnie szacował liczebność strajkujących robotników w trakcie swoich cotygodniowych konferencji prasowych rzecznik rządu Jerzy Urban. Ujawniło się tym samym, nowe – ironiczne i z dystansem – podejście do przekazu władzy, bardziej zdystansowane niż msze i obchody zapamiętane z lat 1980-81, bardziej zaś wzorowane na happeningach wrocławskiej Pomarańczowej Alternatywy, w trakcie których studenci, poprzebierani za krasnoludki, rozdawali przechodniom niedostępny w sklepach papier toaletowy, ku zakłopotaniu nie wiedzących jak reagować sił milicyjnym.
Stoczniowcy kończyli tym przemarszem ośmiodniowy protest wobec groźby „siłowej” interwencji podobnej, jaka niespełna tydzień przedtem miała miejsce w Nowej Hucie. Ich wyjście z fabryki nie było jednak kapitulacją, raczej znaną z judo realizacją zasady „zgiąć się, żeby zwyciężyć”, czy wykorzystaniem siły przeciwnika przeciw niemu. Już w sierpniu protest na nowo podjęły stocznie i kopalnie, z pełnym tym razem skutkiem. Władza zmuszona została do rozmów, które odrzucała przez siedem lat. Nie dokonało się to z dnia na dzień.

Zwycięskie długie trwanie opozycji

Praca organiczna środowisk niezależnych w latach 80 pokazała, że największa w historii PRL operacja wojskowo-milicyjna 12/13 grudnia 1981 r. zepchnęła wprawdzie do podziemia legalną uprzednio przez 16 miesięcy „karnawału” Solidarność, ale nie zapewniła rządzącym trwałej akceptacji społecznej, do czego przyczyniła się też zarówno niemożność zaspokojenia codziennych potrzeb w warunkach gospodarki niedoborów (ratunek stanowiły powstające wtedy firmy polonijne i „z kapitałem zagranicznym”) jak zmęczenie przemocą postrzeganą przez władze jako jedyny sposób pacyfikowania konfliktów.
W latach 80, jak zauważa w „Nielegalnej polityce” socjolog Andrzej Anusz, „(..) w drugim obiegu wychodziło już około dwóch tysięcy tytułów pism. Nakład miesięczny sięgał, jak szacowano, blisko pół miliona egzemplarzy, a z badań statystycznych wynikało, że przeszło 7 milionów Polaków styka się z prasą niezależną (..). W badaniach prowadzonych przez warszawski Instytut Socjologii jesienią 1988, 41 proc respondentów wyrażało zaufanie do informacji zawartych w książkach wydawanych w „drugim obiegu” oraz za granicą, a tylko 18 procent w książkach wydawanych w oficjalnym, krajowym obiegu. Był to więc wprost niewiarygodny postęp. Z walki z cenzurą opozycja polityczna wyszła zwycięsko” – kwituje dr Anusz [1].
Efekt w sferze świadomości okazał się imponujący. Jak diagnozowała socjolog Mirosława Marody („Społeczeństwo polskie u progu zmiany systemowej”): „Jeszcze w 1987 roku na zadane w badaniach CBOS-u młodzieży pytanie: „Czy po dotychczasowych doświadczeniach warto według Ciebie, dalej budować socjalizm w naszym kraju?”, 58 proc respondentów udzieliło odpowiedzi twierdzącej, a jedynie 28,8 proc odpowiedzi negatywnej. Dwa lata później, w kwietniu 1989 r, rozkład odpowiedzi na to samo pytanie był dokładnie odwrotny – 28,8 proc „tak” i 60,4 proc „nie” (CBOS 1989)” [2].
Wiosenne wrzenie po kilku latach pozornego zastoju, spowodowanego m.in. nieskutecznymi wezwaniami opozycji do kolejnych protestów i rozbrajającą ją amnestią dla więźniów politycznych ogłoszoną we wrześniu 1986 r. przez Czesława Kiszczaka – zaczyna się 25 kwietnia 1988 r. strajkiem komunikacji miejskiej w Bydgoszczy, gdzie kierowcy stawiają wyłącznie żądania płacowe i socjalne. Jednak dzień później strajkują już kolejne wydziały ówczesnej Huty im. Lenina, jednej z tradycyjnych twierdz Solidarności.

Kogo wtedy nie było, ten przegrał

Tymczasem funkcjonariusze służby bezpieczeństwa w sobotę 30 kwietnia szykują aresztowanego od pół roku lidera podziemnej Solidarności Walczącej Kornela Morawieckiego do wyekspediowania za granicę. Wraz z nim ma polecieć chory kolega z organizacji Andrzej Kołodziej. Ale na wiadomość o protestach w Bydgoszczy i Nowej Hucie postanawiają pozostać. Wtedy występujący jako mediator prof. Andrzej Stelmachowski bierze Morawieckiego na stronę. Opowiada mu, że Kołodziej ma raka dwunastnicy. Biograf Bogdan Rymanowski relacjonuje ich rozmowę („Dopaść Morawieckiego”): „”Zresztą niech pan sam zobaczy”. Profesor wyciąga ze skórzanej torby dokumentację medyczną Kołodzieja. Kornel zagłębia się w lekturze orzeczenia komisji lekarskiej. Jako niedoszły lekarz, jest poruszony tym, co zobaczył (..). Stelmachowski dodaje jeszcze, że we Włoszech są naprawdę świetni lekarze” [3]. Rzeczywiście dopiero tam okaże się, że Kołodziej wcale nie ma raka. Na razie jednak znany z kierowania się humanistycznymi impulsami Morawiecki wkracza wraz z nim na pokład samolotu. „Kajdanki zdejmują mu dopiero po wylądowaniu w Wiedniu (..)” – konkluduje Rymanowski [4].
Nieobecność Morawieckiego w kraju w kluczowych dniach maja a potem sierpnia 1988 r. zdecyduje na zawsze, że legendarny przywódca podziemia nie odegra już podobnie ważkiej roli w rodzeniu się i budowaniu nowej Polski. Liczą się ci, co na miejscu. Nie cieszący się podobną charyzmą Tadeusz Mazowiecki znajdzie się wtedy w Stoczni Gdańskiej jako doradca, maszeruje wraz z robotnikami do kościoła św. Brygidy a jesienią kolejnego roku zostanie pierwszym od czasu II wojny światowej niekomunistycznym premierem w wyniku wyborów czerwcowych i późniejszego odwrócenia sojuszy przez sojuszników przegranego w nich PZPR: Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne.

Pokolenie ponad strachem

Intencją władzy w maju 1988 r. nie jest z pewnością zawarcie kompromisu, chociaż stwarza ona takie pozory. Jak opisali Jerzy Holzer i Krzysztof Leski („Solidarność w podziemiu”): „4 maja do Huty im. Lenina przybyli pełnomocnicy Episkopatu – Halina Bortnowska, prof. Andrzej Stelmachowski i adwokat Jan Olszewski. Ich zadaniem było doprowadzenie do rozmów dyrekcji z Komitetem Strajkowym. Władze zapewniły, że popierają tę misję. Ale w rzeczywistości zdecydowały się już na zastosowanie siły. Nocą z 4 na 5 maja Hutę, w której pozostało już tylko około 2 tysięcy strajkujących zaatakowała brygada antyterrorystyczna. Następnie wkroczyły tam duże oddziały ZOMO (..). Pacyfikacja była niezwykle brutalna” [5]. Zachowanie sił represji w zdobytej hucie przypomina pierwsze dni stanu wojennego, bezbronnych protestujących biją lub każą im klękać. Jednak jak się okazuje, nowemu pokoleniu obca wydaje się trauma 13 grudnia 1981 r. za to żywą inspiracją pozostaje dla niego tradycja pierwszej Solidarności. Ster protestów w maju a potem sierpniu 1988 r. przejmują adresaci słynnego wystąpienia Jana Pawła II na Westerplatte w trakcie wcześniejszej o rok pielgrzymki:
– Przyszłość Polski zależy od Was i musi od Was zależeć. To jest nasza Ojczyzna – to jest nasze „być” i nasze „mieć”. I nic nie może pozbawić nas prawa, ażeby przyszłość tego naszego „być” i „mieć” zależała od nas. (..) Każdy z Was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić – zwrócił się wtedy do młodzieży Papież.
Symbolem współdziałania młodych robotników i studentów staje się fakt, że tego samego dnia kiedy nad ranem władze kończyły pacyfikację Nowej Huty – odbył się strajk na Uniwersytecie Warszawskim. Nieważne, ze zaplanowano go wcześniej. Co więcej, przy pięknej pogodzie pomimo grozy sytuacji przybrał piknikową formę. A jego organizacja okazała się wzorowa. Do tego stopnia, że w trakcie protestu odbyły się nawet spotkania z opozycyjnymi poetami jak z Piotrem Matywieckim.

Jak górnicy Solidarność uratowali

Podobną strategię zastosują uczestnicy kolejnej fali protestów, w sierpniu 1988 r, kiedy studenci będą na wakacjach. Całkiem tak jak osiem lat wcześniej, kiedy to do podpisania Porozumień Gdańskich skłoniły władzę masowe strajki w kopalniach, wspierające stoczniowców – ponownie decydującą rolę odegra Śląsk.
Od poniedziałku 15 sierpnia z postulatem pluralizmu związkowego jako pierwszym wśród 22 żądań strajkuje „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu, w środę dołącza położona po sąsiedzku „Moszczenica” zaś dzień później Kopalnie „Jastrzębie” i „XXX-Lecia PRL”. Od 17 sierpnia działa Międzyzakładowy Komitet Strajkowy [6].
Władza siłą rozbija kolejne strajki górników, ale efekt okazuje się taki, że gdy złamie protest w jednej kopalni, zaczynają go dwie następne. Żywioł okazuje się nie do opanowania. Znów dołącza Stocznia Gdańska.
Wielkie emocje towarzyszą zapowiedzianemu po Dzienniku TV wystąpieniu Czesława Kiszczaka. Pogłoski wspominają nawet o stanie wojennym. Tymczasem wicepremier, prawa ręka rządzącego krajem gen. Wojciecha Jaruzelskiego, z całą powagą obwieszcza tylko wprowadzenie godziny milicyjnej w województwie katowickim.
Kiszczak strzelił z patyka – skomentują wtedy strajkujący.
Dla zrozumienia zwrotu w postępowaniu władzy istotne okazuje się spotkanie, jakie 14 lipca 1988 r. w trakcie wizyty w Polsce odbył na Zamku Królewskim z intelektualistami Michaił Gorbaczow. Radziecki lider, spytany przez Marcina Króla czy doktryna Leonida Breżniewa, głosząca ograniczoną suwerenność państw wspólnoty socjalistycznej nadal obowiązuje – wcale tego nie potwierdził. Dla opozycji stanowiło to ważki sygnał. Zaś dla rządzących – jeszcze ważniejszy. Zrozumieli, że z kolejną falą protestów muszą sobie sami poradzić.
Niespodziewanie dla szerokiej opinii publicznej w rocznicę historycznych porozumień, 31 sierpnia 1988 r. pod patronatem Kościoła w willi MSW przy ul. Zawrat spotkali się Czesław Kiszczak oraz przewodniczący wciąż nie uznawanej Solidarności Lech Wałęsa. Stało się jasne, że główny temat rozmowy stanowi przywrócenie legalnego działania Związku. Od tego momentu Wałęsa gasi już strajki, zamiast je wzniecać. Od września toczą się zakulisowe rozmowy w podwarszawskiej Magdalence. Przygotują Okrągły Stół, obradujący od 6 lutego do 5 kwietnia 1989 r. Przy nim zaś zapadnie decyzja o wyborach z 4 czerwca 1989 r, które przyniosą zdecydowane zwycięstwo Solidarności i wyłonią Sejm wprawdzie kontraktowy, ale przy uczciwie policzonych głosach, zaś Senat pochodzący z całkiem wolnych wyborów. Wszystko to nie stałoby się możliwe bez determinacji, ale i rozwagi protestujących w maju i sierpniu 1988 r.
Ich aktywność, zgodnie z zasadami opozycji wspartymi papieską nauką społeczną, programowo wyrzekająca się przemocy, nie wiązała się też z niczyją krzywdą. Różni to zasadniczo przełom z 1988 roku od daty 4 Czerwca, której nie mają powodu z sentymentem wspominać robotnicy pozwalniani potem z zamykanych fabryk ani pracownicy PGR-ów zlikwidowanych w wyniku przyjętego nieco ponad pół roku później planu Leszka Balcerowicza, na który z pewnością nie głosowali uczestnicy pamiętnej kampanii z plakatem z kowbojem i zdjęciami kandydatów z Wałęsą, bo kandydatura wicepremiera od gospodarki pojawiła się dopiero we wrześniu, chociaż plan z nim następnie identyfikowany zawczasu jeszcze przygotował w redakcji „Gazety Wyborczej” amerykański ekspert Jeffrey Sachs. Warto też przypomnieć, jak dla wielu Polaków godnościowym despektem stał się w kilka tygodni po Czerwcu 1989 r. wybór na prezydenta przez wyłonione w nich Zgromadzenie Narodowe Jaruzelskiego – jako autora stanu wojennego i niedawnego symbolu polityki represji.
Nie tylko jednak na tle późniejszych wydarzeń maj i sierpień 1988 roku, nieodzowne dla przełomu demokratycznego i odzyskania niepodległości, jawią się jako bitwa może nie bez łez, ale bez ofiar, a przy tym zwycięska. I dowód mądrości zbiorowej oraz wyczucia racji stanu Polaków, tym bardziej wartościowy, że odnoszący się do pokoleń, którym wcześniej z dobrodziejstw demokracji ani suwerenności nie było dane skorzystać.
[1] Andrzej Anusz. Nielegalna polityka. Zjawisko drugiego obiegu politycznego w PRL (1976-1989). Akces, Warszawa 2019, s. 91
[2] Mirosława Marody. System realnego socjalizmu w jednostkach [w:] Co nam zostało z tych lat… Społeczeństwo polskie u progu zmiany systemowej. Praca zbiorowa pod redakcją Mirosławy Marody. „Aneks” Londyn 1991, s. 255
[3] Bogdan Rymanowski. Dopaść Morawieckiego. Zysk i S-Ka, Poznań 2022, s. 473
[4] ibidem, s. 477
[5] Jerzy Holzer, Krzysztof Leski. Solidarność w podziemiu. Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1990, s. 148
[6] por. ibidem, s. 154