W TVP najcenniejsze są nie archiwa ani tradycja – ale potencjał ludzki, którego warto bronić. Tam pracują najsprawniejsi artyści sztuki telewizyjnej: operatorzy obrazu i dźwięku, realizatorzy, montażyści, kierownicy produkcji. Jeśli monopolistę pisowskiego uda się wygnać, przekaz stanie się bezkonkurencyjny. Smutną alternatywę stanowi tylko obraz kontrolny.
TVP przeżywa coraz głębszy kryzys, do utraty dobrego imienia związanego z zawłaszczeniem przez PiS dawnej telewizji publicznej dołączyła się bezpardonowa walka frakcyjna w samym obozie władzy: symbolem stało się zastąpienie decyzją Mateusza Matyszkowicza, który prezesurę objął po Jacku Kurskim – na czele informacji w miarę ideowego Jarosława Olechowskiego przez całkiem obrotowego Michała Adamczyka. Widzów jednak karuzela stanowisk nie interesuje. Czas zdominowania telewizji przez PiS stanowi zaledwie jedną dziesiątą jej historii. Jako instytucji kulturalnej a nie tylko politycznej.
Powracają jednak projekty rozwiązania całej TVP lub kanału Info i Wiadomości, lansowane przez zwolenników najsilniejszej opozycyjnej Koalicji Obywatelskiej i jej ekspertów. A wraz z nimi obawa, że PO-KO pragnie kosztem instytucji o utrwalonej pozycji i tradycji płacić długi wdzięczności wobec prywatnych stacji. Zaś niedawne ataki TVN na dobrą pamięć o Janie Pawle II, któremu na podstawie esbeckich teczek zarzucono tolerowanie pedofilii oraz wystąpienie Barbary Engelking w tej samej telewizji z krzywdzącym oskarżeniem o masowe krzywdzenie przez Polaków Żydów podczas okupacji niemieckiej – pokazują, że stacja prywatna nawet z amerykańskim właścicielem nie może z powodu zacietrzewienia i niskich standardów pretendować do zastąpienia dawnej telewizji publicznej, nawet jeśli taką rolę rezerwują dla niej idący do władzy politycy.
Na pochyłe drzewo nawet koza skoczy
Z pomysłem uzdrowienia mediów drogą likwidacji TVP i Polskiego Radia wystąpił były sekretarz redakcji Wiadomości Maciej Czajkowski (w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”). Rozwiązanie kanału TVP Info lansują środowiska Platformy Obywatelskiej, związane z Rafałem Trzaskowskim (angażował się w zbieranie podpisu pod projektem). Za likwidacją „Wiadomości” opowiedział się nawet Tomasz Lis, wylansowany kiedyś przez nie jako celebryta, teraz zaś po wyrzuceniu z kolejnych ogólnopolskich mediów zmagający się z rozmaitymi zarzutami od mobbingu i molestowana seksualnego po nielegalną reklamę alkoholu. Wedle zapowiedzi rozwiązanie całej TVP bądź jej części miałoby stać się początkiem naprawy, jednak konkrety, co dalej się, wcale nie pojawiają.
Zbratanie PO-KO z TVN, którą swego czasu mianem „naszej telewizji” określił wielki reżyser Andrzej Wajda zakłada, że to raczej TVN miałoby na rynku dawną „publiczną” zastąpić: jej służalczość wobec polityków PO przejawia się nie tylko wzmożonym krytycyzmem wobec rządzących ale bezpardonowym atakowaniem wszelkich konkurentów głównej siły opozycji: gdy posłowie od Szymona Hołowni nie poparli pisowskiej nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym którą także Koalicja Obywatelska wspierała, bo miała dać środki z KPO na zasadzie transakcji wiązanej – jedna z dziennikarek TVN najpierw nagrała w kuluarach ostrą wypowiedź przewodniczącego klubu KO Borysa Budki, krytykującą Hołownię, potem zaś jej treść umieściła w niby własnym, zadanym temuż Hołowni pytaniu.
Symbolem rażącej usłużności TVN wobec PO stała się reakcja na słowa Donalda Tuska, że perspektywę powrotu do Sejmu odbiera jako upiorną. Gdy to powiedział, Agata Adamek z TVN zamiast rzucić mu się do gardła z pytaniem jak można tak obrażać demokratyczne instytucje zarazem demokracji broniąc, ograniczyła się do bezradnego „że co?”, w literaturze pozytywistycznej przypisywanego zwykle bohaterom fornalskiej i innej gminnej proweniencji. Taka telewizja władzy po jej zmianie nie skontroluje. Raczej znów zabraknie jej słów, jeśli ta popełni błędy i nieprawości. Żadne to zwierciadło demokracji.
Kto pilnuje standardów
Żurnaliści TVN w Sejmie przepychają się i zagłuszają nawzajem, zadając pytania politykom, czasem nawet w pięcioro czy siedmioro. O stronę zdjęciową przekazu nie dba się tam niemal w ogóle.
Pilnują jej za to skutecznie artyści sztuki telewizyjnej z TVP, jak operatorzy obrazu Władysław Malarowski czy Jerzy Ernst, zwłaszcza ten drugi napomina często wchodzących mu bezpardonowo w pieczołowicie ustawiony kadr przedstawicieli prywatnych stacji. W przekazie telewizyjnym, niezależnie od barw nadawcy, obowiązują reguły, które wyłącznie TVP teraz respektuje. Gdy się ją rozwiąże – po prostu zanikną. Nikt już nie będzie się nimi przejmował a widz nawet nie znający się na zasadach filmowania odbierze to jako przykre doznanie i fizyczny ból oczu.
Całkowicie nieporadne okazują się stacje prywatne na poziomie prostej relacji dziennikarskiej z wydarzeń nie związanych z polityką: jak z matur, gdzie w TVN 24 słyszymy, że „egzaminy stanowią wyzwanie dla kadry pedagogicznej” czy nawet zdarzeń drogowych, kiedy to z tej samej telewizji rozlega się, że kierowca „niemal spowodował zderzenie czołowe”. To spowodował czy nie, chciałoby się zapytać… Stacje prywatne oszczędzają na kadrach i honorariach, co widać, słychać i czuć….
Przed laty zamiast kształcić własne osobowości, korzystały z odchodzących z telewizji publicznej, co widać zwłaszcza było po „Faktach” TVN, których formułę wypracował Grzegorz Miecugow a program prowadził Tomasz Lis, kolejne transze z placu Powstańców Warszawy i Woronicza zasilały też Polsat.
Instytucja kultury, potencjał ludzki
Nie tak dawno ciekawe, rzeczowe i bezstronne relacje sejmowe prowadziły dla TVP Danuta Ryszkowska czy Iwona Sulik, zaś topowa dziennikarka Wiadomości Justyna Dobrosz-Oracz prezentowała w materiałach wypowiedzi wszystkich głównych sił politycznych w sposób nie przesądzający o sympatiach programu.
Nie jest to żadna zamierzchła przeszłość, lecz standard możliwy do odświeżenia. Jednak znaczna część ekspertów i polityków opozycji stawia świadomie na zgruzowanie TVP. Liczącej sobie 71 lat historii z czego wyłącznie krótki czas stanu wojennego (Dziennik nadawano wtedy z obiektu wojskowego) kojarzy się Polakom jednoznacznie najgorzej. Jednak to za pośrednictwem dziś wciąż głównej a wtedy jedynej anteny poznawali seriale o Kapitanie Klossie i Janosiku, relacje z meczów piłkarzy o trzecie miejsce w świecie, oglądali papieskie pielgrzymki. Poniedziałkowy Teatr TV i Kabaret Starszych Panów, także kryminalna Kobra współtworzyły wzorzec gustów i tożsamości polskiego inteligenta. W najgorszych też nawet czasach pokazywano zachodnie filmy od Federico Felliniego i Akiro Kurosawy po westernową Bonanzę i przygody Kojaka czy bardziej refleksyjnego detektywa Colombo. Propaganda zarezerwowana była w praktyce dla najlepszego czasu antenowego: Dziennika TV i nadawanych czasem zaraz po nim „dziesiątek” nazywanych tak od minutażu programu. Reszta miała bawić i edukować, a co istotne -rzeczywiście to robiła. Nie przypadkiem z Telewizją Polską współpracowali wszyscy niemal luminarze ówczesnej kultury, dlatego też tak mocne znaczenie miał jej bojkot w stanie wojennym, w który ostentacyjnie włączyli się sami widzowie, spacerując jak w Świdniku masowo o 19,30 i nie przejmując się legitymującymi ich milicjantami, słabo zorientowanymi, jak reagować poza spisaniem personaliów.
Eksperyment z odzyskiwaniem Telewizji Polskiej przez widza i obywatela powiódł się już w ćwierćwieczu 1990-2015, kiedy to na wzór francuski (tamtejsza ustawa uchodzi za najlepszą w świecie) zbudowano zręby telewizji publicznej. Nie ma sensu karanie widzów za to, że po tej ostatniej dacie PiS kopnął w stół i łamiąc wcześniejszy consensus przejął całą pulę wracając do znanej sprzed 1989 r. praktyki telewizji partyjno-rządowej.
Nikt poważny nie zamierza rozwiązywać kultowej Łódzkiej Szkoły Filmowej, chociaż w niedawnym czasie miały tam miejsce gorszące przypadki molestowania seksualnego i mobbingu ze strony drugorzędnych wykładowców. Ale dla Polaków wciąż jest to szkoła Andrzeja Wajdy i Romana Polańskiego.
Telewizja Polska powinna być traktowana jak wspólne dobro kultury niczym Filharmonia Narodowa. Nieprawości pojedynczego dyrektora czy nawet dwóch z rzędu nie kwestionują użyteczności instytucji. Dorobek TVP to nie tylko archiwa, raz jeszcze powtórzyć warto.
„Nie niszczcie. Zbyt długo niszczono”
Tylko tam spośród polskich stacji zachowała się wspólnota artystów sztuki telewizyjnej, czasem kontrastująca z brakiem solidarności dziennikarzy czy relacje mentorskie typu mistrz-uczeń: nie przypadkiem przecież choćby w pandemii na pogrzebach renomowanych operatorów tak masowo pojawiali się młodzi. Standardów przekazu wizualnego nie tworzy telewizja śniadaniowa ani program o stylach życia, gdzie bryluje właścicielka agencji towarzyskiej. Szukać ich trzeba w teatrze telewizji adoptującym tak awangardę jak klasykę (której stacja prywatna starczy na to wyobraźni i środków), wielkim widowisku, programach interaktywnych dających widzom poczucie współuczestnictwa.
Przekaz domorosłych Herostratesów okazuje się jałowy i ubogi co podważa szczerość ich intencji. Występują raczej w roli lobbystów konkurencyjnych stacji prywatnych. Obecni zwolennicy błyskawicznej egzekucji TVP nawet nie pretendują do przedstawienia drugiego etapu propagowanego przedsięwzięcia: odnowy formy organizacji i przekazu. Jeśli już, opierają go na ogólnikach. Gdy tak blisko polskiej granicy toczy się znów wojna, warto wskazywać, że łatwiej budować niż odbudowywać. Znowu powracają pamiętne słowa Jana Pawła II wypowiedziane w trakcie jego pierwszej pielgrzymki do wolnej już Polski (1991 r.): – Nie niszczcie. Zbyt długo niszczono.