Raków potrafi

Łukasz Perzyna
Pieniądze nie grają. Zwycięzca nie musi pochodzić z metropolii. Mistrzem Polski została po raz pierwszy drużyna z liczącej ćwierć miliona mieszkańców Częstochowy, o budżecie (43 mln zł na sezon) stanowiącym nieco ponad jedną trzecią tego, jakim dysponują Lech Poznań (117 mln zł) oraz Legia Warszawa (110 mln). W tym sezonie zwycięski Raków miał do wydania raptem o milion złotych więcej niż Lechia Gdańsk, która spadła z Ekstraklasy.
Finisz sezonu przypominał nieco komedię omyłek, ponieważ Raków został na mistrza koronowany w dniu, kiedy przegrał na wyjeździe z broniącą się przed spadkiem Koroną Kielce i wydawało się, że fetę przyjdzie odłożyć. Jednak dwie godziny później, gdy zawodnicy pozostawali jeszcze w autokarze, dotarła do nich wiadomość, że przegrała również jedyna mogąca w tym wyścigu zagrozić Rakowowi Legia Warszawa – słabsza tym razem na wyjeździe od Pogoni Szczecin.
Tym samym świętowanie można było rozpocząć. Dziewiętnasty w historii piłkarski mistrz Polski nie pochodzi nawet z wojewódzkiego miasta, chociaż pochwalić się może stuletnią tradycją, kiedyś był robotniczym klubem pod marką Polskiej Partii Socjalistycznej, teraz – własnością kapitalisty Marka Świerczewskiego, posiadacza sieci handlowej X-kom.

Jak fabryczny Mielec został stolicą polskiej piłki

Nie jest to zupełny ewenement, bo w znakomitym dla polskiej piłki roku 1973 (kiedy zwycięski remis z Anglikami zapewnił nam pierwszy po wojnie awans do finałów piłkarskich Mistrzostw Świata, a chorzowski Ruch awansował aż do ćwierćfinału Pucharu UEFA) jej stolicą został niewielki fabryczny Mielec. Liczył wtedy zaledwie 30 tys mieszkańców. Ale tam właśnie grali: zdobywca złotego gola we wspomnianym meczu na Wembley Jan Domarski (mimowolnie zmylił wtedy jednego z najlepszych bramkarzy świata Petera Shiltona, bo piłka zeszła mu z nogi), król strzelców Mistrzostw Świata 1974 r. Grzegorz Lato oraz inny zawodnik trzeciej w świecie reprezentacji Kazimierza Górskiego – rozgrywający Henryk Kasperczak. Z czasem dołączył do nich Andrzej Szarmach, na turnieju w RFN drugi snajper po Lacie ex aequo z Holendrem Johanem Neeskensem.
Nie tylko znakomicie grali, ale pomysłów też im nie brakowało.  Na imieniny Laty Szarmach kupił mu w prezencie konia, po czym wprowadził go po schodach pod drzwi jego mieszkania w zbudowanym za Gomułki bloku.
Kłopot pojawił się tylko, gdy w pucharach europejskich przyszło Stali wczesnowiosenną porą zagrać ćwierćfinał z Hamburger SV: porę meczu trzeba było wyznaczyć na tyle wcześnie, żeby nawet w wypadku dogrywki i rzutów karnych zmierzch nie zdążył zapaść, bo mielecki stadion pozbawiony był oświetlenia. Pół Polski zwalniało się więc wcześniej ze szkoły lub pracy, żeby obejrzeć prestiżowe spotkanie. Niestety chociaż za sprawą obiecującego remisu 1:1 w Hamburgu stalowcom wystarczał wynik bezbramkowy u siebie, żeby awansować do czwórki najlepszych – jedyną bramkę strzelił na początku grający dla HSV Duńczyk Peter Nogly. Natomiast gdy piłkarzom z fabrycznego miasta przyszło grać z Realem Madryt – złudzeń nie było, ale prestiż rósł…

Kłopoty równo z koronacją

Opowieść o sukcesie Rakowa nie może być wyłącznie historią budującą, skoro już na finiszu zwycięskiego sezonu pojawiły się symptomy, że ani nie jest to najlepsze miejsce pracy – skoro trener Marek Papszun pomimo sukcesu porzuca zespół dla bardziej lukratywnego kontaktu zagranicznego, ani też nie grają tam najgrzeczniejsi zawodnicy, skoro Łotysz Vladislavs Gutkovskis nawet w trakcie fety po potwierdzeniu mistrzostwa kraju wykrzykiwał pod adresem prezydenta miasta Krzysztofa Matyjaszczyka: – Ch… ci w d… nie przejmując się tym, że jest nagrywany. Spór dotyczy stadionu Rakowa. Obecny nie pozwoli na podejmowanie gości w europejskich pucharach. Mistrzowi Polski przyjdzie zagrać na użyczonym obiekcie w Sosnowcu, zaś lewicowego prezydenta Matyjaszczyka ludzie Rakowa krytykują, że obiektu nie zapewnił. Stadion jest wszak miejski.
Faktem pozostaje jednak, że w Częstochowie, długo nieobecnej na piłkarskiej mapie Polski powiodło się to, co okazało się niedosiężne dla Lecha, Legii oraz Pogoni Szczecin, również wyprzedzającej Rakowian w budżetowym rankingu. Progres przy tym okazuje się stały, Raków od paru lat rokuje znakomicie, w odróżnieniu od Piasta Gliwice chociażby, dla którego niedawne mistrzostwo kraju okazało się efemerydą, po której nastąpił powrót do ekstraklasowej szarzyzny.
Legitymujący się szczytnymi tradycjami jako PPS-owski klub robotniczy sprzed wojny, w najwyższej klasie rozgrywek Raków występował dopiero w latach 1994-98, pozostając jednak wtedy głównie dostarczycielem punktów dla potentatów. Po powrocie do grona najlepszych zaczęło się udawać. Zanim Raków wygrał ekstraklasę, dwa razy zdobył wicemistrzostwo Polski (2021, 2022), w tych samych sezonach wygrywał też krajowy puchar, w którego tegorocznym finale po karnych uległ Legii Warszawa.
Odkąd w 2007 r. tytuł zdobyło Zagłębie Lubin, to z wyjątkiem Piasta (2019 r.) oraz właśnie Rakowa w br. mistrzostwem Polski dzieliły się wyłącznie kluby z Krakowa (Wisła), Poznania (Lech), Wrocławia (Śląsk) i Warszawy (Legia) a więc największych i najbardziej zamożnych polskich miast.
Właścicielem Rakowa pozostaje całe życie związany z Częstochową absolwent informatyki na tamtejszej politechnice Michał Świerczewski, posiadacz sieci handlowej X-kom. Zaczynał przed dwudziestu laty od sklepu z komputerami. Przy ul. Wolności na trzydziestu metrach kwadratowych i z trzema pracownikami, ale klienci woleli tam sprzęt kupować, niż w anonimowym supermarkecie, gdzie gdy się wróci z pytaniem czy nie daj Boże reklamacją zastanie się już innego sprzedawcę. Teraz X-kom zatrudnia 2 tys osób. Właściciel Świerczewski ma zdjęcie z premierem Mateuszem Morawieckim z jego wizyty w firmie sprzed pięciu lat ale został też doradcą marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Działa w branży IT ale też sprzedaje AGD i zabawki, sprzęt RTV i gry planszowe. W Częstochowie żartują, że w mieście znowu będzie niebawem ulica Świerczewskiego – kiedyś upamiętniała generała Karola „Waltera” w przyszłości będzie się należeć właścicielowi 100 proc akcji Rakowa.
W sporcie działa konsekwentnie i zależy mu na wyrobieniu marki, w odróżnieniu od biznesmenów co wkraczali do futbolu żeby się z niego wycofać tak szybko, że narażali się na zarzuty, że nie na drużynie im zależy, lecz na atrakcyjnych dla inwestorów terenach klubowych. Rakowa to nie dotyczy, o tym, że stadion należy do miasta a nie klubu była już mowa, podobnie jak o kłopotach z tym związanych.
W mistrzowskim składzie „medalików” jak nazywa się Raków przeważają – to znak czasu – zawodnicy zagraniczni, chociaż nie przybiera to karykaturalnej formy jak niegdyś w szczecińskiej Pogoni, której ówczesny właściciel zakontraktował samych Brazylijczyków: ponieważ pochodzili z nie najwyższej półki, pozostawali tańsi od krajowych graczy, a skoszarowani na stałe w ośrodku treningowym nie nastręczali kłopotów z tym, co trenerzy starej daty zwykli określać mianem „sportowego trybu życia”.
W niedawnym finale Pucharu Polski z Legią, zresztą przegranym po rzutach karnych, od początku grał dziewiętnastoletni bramkarz Kacper Trelowski, potem weszli na boisko z ławki rezerwowych Wiktor Długosz, Bartosz Nowak, Fabian Piasecki i Mariusz Wdowiak. Ale trzon zespołu stanowią gracze z importu. Jak Hiszpan Ivi Lopez czy Ukrainiec Vladyslav Kochergin.
Jeszcze w poprzednim sezonie Lopez został królem strzelców polskiej ekstraklasy, chociaż gra na pozycji rozgrywającego a nie napastnika. Spośród graczy Rakowa głównie on pozostaje pełnokrwistym celebrytą, media i portale branżowe eksponują zdjęcie jego „WAG” jak nazywa się każdą partnerkę renomowanego piłkarza oraz ich wspólny styl życia.

Znak serduszka z boiska

Pięknej Sheyli, zasiadającej w VIP-owskim sektorze trybun, Ivi pokazuje po każdym golu z boiska znak serduszka palcami. Kto więc chce budującej opowieści o Rakowie, to właśnie zapamięta, a nie szpetne pokrzykiwania Gutkovskisa pod adresem włodarza miasta, bez wnikania w to, kto ma rację w kwestii stadionu.
Ten ostatni to jednak kwestia istotna, gdy teraz przyjdzie pokazać się nie po raz pierwszy wprawdzie w Europie – ale za to rzeczywiście premierowo w eliminacjach do prestiżowej Ligi Mistrzów. Do fazy grupowej ostatnio przebiła się tam siedem lat temu Legia Warszawa, zaś do najlepszej ósemki drużyn kontynentu – również Legia ale przed ponad ćwierćwieczem. Za to również ćwierćfinał – tegoroczny – mniej prestiżowego Pucharu Konferencji w wykonaniu Lecha Poznań (u siebie z renomowaną Fiorentiną jego gracze przegrali wysoko, za to niespodziewanie zwyciężyli na wyjeździe) pokazuje, że… Polak potrafi, również w klubowej piłce. Chociaż zdecydowana większość składu reprezentacji, jeszcze w grudniu w Katarze zaliczającej się do pierwszej szesnastki świata drużyn narodowych – gra w piłkę w klubach zagranicznych.
Sam Raków osiągał już w Europie wartościowe wyniki, eliminując m.in. wysokobudżetowy, bo finansowany przez oligarchów Rubin Kazań oraz grające na przyzwoitym poziomie: Astanę i Spartak Trnava. Wprawdzie 0:3 przegrał z Belgami z Gent, ale u siebie ich zwyciężył, więc odpadł wtedy z honorem, zwłaszcza, że rywal był już z wyższej półki. Właśnie klubowe rozgrywki okażą się dla dżokerów z Częstochowy, nowej piłkarskiej stolicy, rzeczywistym etapem prawdy. Niewykluczone, że Raków znów nas pozytywnie zaskoczy.